Rozmowa z Veljko Nikitoviciem, którą przeprowadził dziennikarz „Dziennika Wschodniego”.
Drugi mecz z rzędu nawet nie podniosłeś się z ławki rezerwowych. Kontuzja, choroba?
– Nic z tych rzeczy, jestem w stu procentach zdrowy i gotowy do gry.
Dlaczego więc nie grasz?
– To tylko i wyłącznie decyzja trenera. Po prostu wyszedł z założenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Ja ciężko trenuję i czekam na szansę. To, kto gra nie ma jednak wielkiego znaczenia, jeśli drużyna wygrywa, dobro zespołu liczy się najbardziej.
Trochę siwych włosów przybyło przez to obserwowanie kolegów z boku?
– Ja jestem taki typ, że bardzo emocjonalnie reaguję na to, co dzieje się na boisku, szczególnie gdy nie ma mnie w centrum wydarzeń. Choć ostatnio nie gram, jestem członkiem tej drużyn i całym sercem wspieram chłopaków, którzy akurat są na boisku. Z boku inaczej się na to wszystko reaguje, drużyna walczy, a ty nie możesz pomóc. Tak, siwych włosów przybyło na pewno.
Czego zabrakło, żeby pokonać Flotę Świnoujście?
– Zabrakło bramki, bo przewaga była i to przez większą część meczu. Nie udało się stworzyć zbyt wielu klarownych sytuacji, a bez tego ciężko strzelić gola i wygrać. Może też trochę przeliczyliśmy się, że przy wsparciu własnej publiczności, będziemy u siebie tylko wygrywać. Nie spuszczamy jednak głów, ale patrzymy przed siebie. Mamy przed sobą kolejne ważne spotkanie z Sandecją Nowy Sącz i kolejne punkty do zdobycia. Nie będzie łatwo, bo hasło „bić lidera” wciąż obowiązuje i zdajemy sobie sprawę, że wszyscy rywale, tak jak Flota, będą się na nas szczególnie spinać.
Mimo remisu w niedzielę cały czas utrzymujecie bezpieczną przewagę nad grupą pościgową. W tej chwili wyprzedzacie trzecią w tabeli Arkę o pięć punktów.
– Szkoda, że nie wygraliśmy, bo odskoczylibyśmy jeszcze bardziej. Teraz wyszło na to, że wszyscy z czołówki zagrali dla Arki, która jako jedyna wywalczyła sześć punktów w dwóch pierwszych wiosennych meczach. To dobry zespół, który bardzo się wzmocnił pozyskując Bartosza Ślusarskiego. Jestem przekonany, że będą liczyli się w walce o awans.
W przerwie meczu miałeś nieprzyjemną scysję z Ensarem Arifoviciem, który później obraził cię przed kamerami Orange Sport. Jak skomentujesz tę sytuację?
– Z tym gościem już od paru lat mam na pieńku. Może to nie jest wojna, ale taka wojna na słowa na pewno. O tym, że mnie obraził dowiedziałem się dopiero po meczu, ale nie robię z tego problemu. Ja jestem gościem, który mówi w twarz to, co myśli. Jeśli on woli gadać przed kamerami, to tylko świadczy o tym, jakim jest człowiekiem.
źródło: Dziennik Wschodni