Niedzielna porażka Górnika Łęczna z Siarką Tarnobrzeg była dla „Zielono-Czarnych” trzecią z rzędu stratą kompletu punktów w II lidze. – Nie widać w ogóle przyjemności z tego, co chłopaki robią na boisku. A pierwotnie grali w piłkę dla przyjemności, potem dla pieniędzy – powiedział na konferencji prasowej po meczu Marcin Broniszewski. Szkoleniowiec wypowiedział się także na temat swojego ewentualnego zwolnienia.
Jak można podsumować spotkanie z Siarką?
– Za nami kolejna porażka z rzędu. Wspominałem już o tym wcześniej, że realizujemy projekt Pro Junior System i w związku z tym na boisku znalazło się wielu młodych zawodników. Oczekiwania wobec tych chłopaków rzeczywiście są duże i absolutnie nie wszyscy sobie z tym radzą, ale taka na dziś jest strategia w klubie, że musimy walczyć w tym systemie, co również odbija się na wynikach. Natomiast pieniądze, które są do wyciągnięcia z tego projektu dla klubu w przyszłym sezonie mają ogromne znaczenie. Chodzi o to, żeby sytuacja finansowa była płynna i stabilna, bo to też jest ważne. Choć odbija się to nie tylko na wynikach, ale też na dodatkowym ciśnieniu, które na tych chłopaków spada. Nie mam zamiaru tu nikogo bronić, chłopcy muszą umieć poradzić sobie w tej sytuacji, choć nie jest to proste. Jednak świadomie wykonują ten zawód i muszą się liczyć z tym, że oczekiwania względem piłkarzy zawsze będą wysokie. Muszą sobie z tym radzić sami, bo nikt za nich tego nie zrobi, ani ja, ani kibice, ani ktokolwiek inny. Dlatego muszą to sobie poukładać w głowach i dalej grać, bo w tym sezonie zostały jeszcze dwa mecze.
Jak starsi zawodnicy z zespołu reagują na to, że są odstawieni od składu na rzecz młodszych?
– To są właśnie te trudne decyzje w sytuacji, w której się znaleźliśmy, bo trener musi to wszystko ogarniać, żeby w szatni nie powstawały na tyle mocne napięcia i konflikty, by nie dochodziło do nieprzyjemności. Każdy chce grać i przedłużać swoją przyszłość w tym klubie, czy gdziekolwiek indziej, ale może to zrobić tylko i wyłącznie graniem. Nie chcę absolutnie krytykować tego systemu, natomiast ma on swoją wadę i właśnie w takich chwilach jest ona bardzo mocno widoczna. Nie jest to system idealny. Ma mnóstwo zalet, ale też wady. I z tą wadą muszę się zderzyć ja, ludzie w klubie oraz zawodnicy. Kibice również, bo są sfrustrowani i ja ich w pełni rozumiem, bo chcieliby, żeby ich drużyna wygrywała, ale to nie zawsze jest możliwe jak się robi takie rzeczy, jakie my robimy.
Czy pana zdaniem pretensje kibiców do zawodników są uzasadnione?
– Kibic jest od tego, żeby się emocjonował i fajnie byłoby gdyby można było dostarczać naszym fanom samych pozytywnych emocji. Na razie są same negatywne, bo nie wygrywamy meczów. Absolutnie rozumiem frustrację, ale wiem, że ona nie pomaga zawodnikom. Wiem też, że w pewnym momencie miarka kończy się kibicom i próbują się wyładować na chłopakach. Sami musimy sobie z tym poradzić, bo nikt za nas nie wyjdzie i nie będzie grał spotkań. Dlatego chłopaki muszą dograć dwa pozostałe mecze najlepiej jak tylko potrafią, z tymi ciężarami, które dodatkowo na nich spadają.
A te ciężary sprawiają, że w drugim meczu z rzędu trafiacie do własnej bramki, czy to po prostu zrządzenie losu?
– Wydaje mi się, że tak, bo dla mnie nie ma innego uzasadnienia, że niektórych ta sytuacja przygniata do tego stopnia, że popełniają bardzo proste błędy. A takowych mieliśmy w meczu z Siarką bardzo dużo. Doszło do bardzo wielu niecelnych podań w banalnych sytuacjach. I to nie jest efekt braku umiejętności, tylko efekt tego, że głowy niestety nie są oczyszczone od wszystkiego, co się dzieje dookoła. Nie widać w ogóle przyjemności z tego, co chłopaki robią na boisku. A pierwotnie grali w piłkę dla przyjemności, potem dla pieniędzy.
Czy w następnym meczu będzie pan prowadził Górnik jako pierwszy szkoleniowiec?
– Los trenera jest taki, że to nie jest żadna zagadka czy jakaś niespodzianka. Jeśli zarząd dojdzie do wniosku, że potrzebny jest piąty trener w tym sezonie, to tak się stanie. Mam umowę, która mnie do czegoś zobowiązuje, ale jest w niej pewien zapis, który pozwala na to, żeby się rozstać. Jeżeli klub dojdzie do wniosku, że w tym momencie wina leży tylko i wyłącznie po stronie trenera, to się z nim rozstaje i koniec. Mam swoje wnioski i spostrzeżenia. Uważam, że jeśli chce się czegoś oczekiwać to absolutnie potrzebna jest stabilizacja, spokój w pracy i dobra atmosfera. Jeśli te warunki nie są spełnione, to jest bardzo ciężko cokolwiek zrobić. Doświadczony gość z czterdziestoletnim stażem na ławce trenerskiej, czyli trener Smuda też się borykał z tym, żeby tę drużynę jakoś ułożyć. Potrzebny jest przede wszystkim czas, ale taka jest niestety nasza robota. Liczę się z każdą ewentualnością, ale nie mam z tym żadnego problemu.
Podobno w Górniku są prowadzone rozmowy z trenerem Kieresiem i trenerem Majakiem odnośnie prowadzenia drużyny w najbliższej przyszłości. Czy pan widzi się w sztabie któregoś z nich?
– Absolutnie nie. Chcę pracować na siebie. Czas, gdy asystowałem trenerom moim zdaniem się kończy, więc nie wchodzi to w rachubę. A trenerom – jak się dogadają – to życzę powodzenia i spokoju w pracy, bo to jest bardzo ważne.