Rozmowa z Naszym środkowym obrońcą Marcinem Kalkowskim dla portalu internetowego wp.pl
Na własnym terenie jeszcze nie przegraliście. Czujecie się panami swojego boiska?
– U siebie gra nam się dużo lepiej niż na wyjazdach. Być może to, że poza Łęczną zdobywamy mniej punktów jest związane ze stresem. Jesteśmy w końcu beniaminkiem.
Rozgromiliście Zawiszę, przejechaliście się po Pogoni. Kibice nie mogą narzekać na nudę.
– Na własnym terenie gramy bardzo ofensywnie, czasami zapominając o obronie. Dlatego w Łęcznej pada tak dużo goli. Występując w roli gości, skupiamy się na destrukcji, nie konstruujemy ataków w przewadze liczebnej, więc nasz wyjazdowy dorobek bramkowy nie jest imponujący.
Skoro z założenia bronicie się na wyjazdach, to co spowodowało, że dwukrotnie ulegliście rywalom?
– Wydaje mi się, że brakuje nam pewności siebie. Nie czujemy obcych boisk tak dobrze jak własnej murawy.
Przed sezonem nikt was poważnie nie traktował, a tymczasem do drugiego miejsca w tabeli tracicie zaledwie trzy punkty.
– W pierwszej lidze też nie traktowano nas poważnie. Swoją grą cały czas udowadniamy krytykom i sobie, że zasługujemy na grę w Ekstraklasie. Myślę, że jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa w tych rozgrywkach.
Patrząc na siebie nie masz deja vu? Przechodzisz podobną drogę jak w pierwszej lidze.
– Gdy jeszcze w pierwszej lidze do klubu przyszedł trener Szatałow, w wyjściowej jedenastce pozostało czterech, pięciu zawodników ze starego składu. Na początku nie grałem, ale z biegiem czasu zdobyłem zaufanie trenera i wskoczyłem do jedenastki. Teraz sytuacja się powtarza, mam nadzieję, że będę grał cały czas.
Masz dwadzieścia cztery lata. Późno zadebiutowałeś w Ekstraklasie.
– Może nie jestem najmłodszy, ale zawsze chciałem grać w lidze, mocno do tego dążyłem i udało się. Cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem.
Wcześniej grałeś w GKS-ie Bełchatów i w Arce Gdynia. Dlaczego tam nie wyszło?
– Mówiąc szczerze, byłem za słaby. Nie byłem gotowy na występy w Ekstraklasie, czułem że odstaje od zawodników, którzy już w niej występowali.
W Górniku występujesz od trzech lat. Chyba dobrze się czujesz na Lubelszczyźnie.
– W mojej seniorskiej karierze to najdłuższy epizod, dobrze mi się żyje w Łęcznej.
Przez ten okres nie było żadnych propozycji z lepszych klubów?
– Manager wspominał o zainteresowaniu moją osobą, ale nie chciałem zmieniać klubu. Jeśli będę grał dobrze i systematycznie, to zobaczymy co dalej. Na razie skupiam się na treningu i nic innego mnie nie interesuje.
Jaki napastnik dał ci się najbardziej we znaki?
– Zdecydowanie Marcin Robak, w ostatniej kolejce. Nie dość, że silny, to szybki i dynamiczny. Chyba nie ma takiego drugiego napastnika w Polsce. Ciężko było upilnować go w polu karnym. Efekt był taki, że strzelił nam dwie bramki. Klasowy snajper.
Grzegorz Bonin – „pan piłkarz” czy „mógł osiągnąć więcej”?
– Patrząc, w jakiej formie jest Grzesiu stwierdzam, że przewyższa umiejętnościami większość ligowców. Jeśli byłby młodszy, to znalazłby się pewnie w reprezentacji.
Trzy bramki, dwie asysty w siedmiu meczach. Powinien trafić do kadry?
– Swoją postawą na boisku pokazuje, że powinien otrzymać powołanie. Gdy przychodził do Górnika w 2013 roku, nie pomyślałbym, że złapie tak wielką formę. Ale udało się, odpalił. Jak widać była to kwestia czasu i zaufania jakim obdarzył go trener.
Jakim trenerem jest Jurij Szatałow?
– Jest wymagający, dzięki niemu się rozwijam. Każda trening musi obyć się na sto procent możliwości, na zajęciach sporo czasu poświęcamy taktyce i bardzo mi się to podoba. Muszę przyznać, że niektóre ćwiczenia poznałem dopiero gdy objął naszą drużynę.
O tym, jak intensywnie prowadzi zimowe zgrupowania krążą legendy.
– Koledzy, którzy wcześniej współpracowali z trenerem wspominali, że kiedyś było ciężej. Choć ostatnia zima, jak pamiętam, też była bardzo trudna.
To prawda, że nie możecie grać wślizgami?
– Tak, trener uważa, że zawodnik wykonujący wślizg jest spóźniony. Z perspektywy czasu mogę potwierdzić tę ocenę i nie wykonuję ich. Gdy człowiek pamięta, że ma nie robić wślizgów, stara się lepiej ustawić na boisku i korzysta z tego cała drużyna. Oczywiście nie zawsze się da w ten sposób grać w piłkę, ale staramy się nie nadużywać takich wejść.
Krótko mówiąc – macie grać piłką.
– Mamy grać wślizgami tylko w ekstremalnych sytuacjach.
źródło: wp.pl